Legenda o diable na Chojniku
Legenda o diable na Chojniku
Każdemu diabłu zależy na ludzkiej duszy i ma obowiązek przypisany bodaj jedną dostarczyć do piekła. Obowiązek przypisać łatwo, wykonać trudniej. Nawet najzatwardzialsi grzesznicy wzywają Boga w ostatniej godzinie. A z Bogiem sprawa nie taka znów prosta. Tedy nie pozostaje nic innego jak upolować duszę za życia jakiegoś nieszczęśnika. Jakoż istotnie trafił się pan na Chojniku. Człek możny, bogaty, któremu wszystko wiodło się w życiu i marzeniem którego było, by pozostawić po sobie dzieło tak olbrzymie, jakiego dotychczas nikt nie dokonał. Czyż trzeba lepszej okazji dla diabła? Zjawił się i zaoferował swoje usługi. W zamian za duszę gotów był podjąć się każdego dzieła. Pan na zamku zapragnął, by w ciągu jednej nocy powstał most lak wielki, jakiego dotychczas nie widziano. „Most? Tylko? – A dokąd ma prowadzić?” „Od zamku aż na szczyt Żarów”. „Bagatela” – westchnął diabeł. Lecz czego się nie robi dla spełnienia obowiązku. „Stawiam jednak pewien warunek: w trakcie pracy nie śmie zapiać żaden kur”. Dobili targu. Z rozkazu kasztelana wyrżnięto wszystkie koguty w okolicy. W trakcie ptasiej rzezi, kucharka zdjęta litością nad starym kogutem, któremu przez długie lala udało się uniknąć końca żywota w garnku, ukryła go w pierzynie własnego łóżka. Nadeszła noc. Diabeł rozpoczął dzieło. Postawił kilka przęseł mostu i ocierając pot z czoła zbliżał się do końca pracy, zawczasu rozkoszując się wyrazami uznania, jakie z pewnością będą czekały go od piekielnej starszyzny. Zamkowa kucharka zmordowana skubaniem zarżniętego ptactwa spała snem sprawiedliwym, aczkolwiek niespokojnym, gdyż ukryty w pierzynie kogut łaskotał ją piórami. W pewnej chwili, śpiąc, chwyciła go za skrzydła i wyrzuciła z łoża. Uradowany odzyskaną swobodą kogut wyskoczył z kuchni na dziedziniec i zapiał radośnie na całe gardło. W tym momencie ustała czartowska moc, budowla runęła zaścielając głazami Piekielną Dolinę.